|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Serina Gordo - kochany, mądry, wyrozumiały...
|
Wysłany:
Czw 20:37, 13 Gru 2007 |
|
|

Dołączył: 26 Lip 2007
Posty: 1554 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Ogólnie to od jakiegoś czasu miałam ochotę dodać coś nowego, coś własnego. Jednakże brakowało mi weny, która pozwoliłaby dopisać kolejne części mojego wieloparta. Dlatego - skutkiem jest pokazanie jednoczęściówki, którą napisałam jakiś czas temu.
***
Dlaczego kiedy człowiek czuje presję, zaczyna wariować? Dlaczego kiedy wszystko zaczyna się sypać za wszelką cenę staramy się to naprawić, chociaż wiemy, że i tak to nic nie da?
Świeczka zgasła, zimny wietrzyk otulił ciepłe ciało; gęsia skórka pojawiła się wciągu kilku sekund. Bała się. Spojrzała nerwowo w okno i ujrzała kilka ciemnych postaci idących w stronę jej domu; nikogo nie znała. Oczy zaszkliły się, a ręce zaczęły drżeć. Nogi miała jak z waty, a plecy całe mokre. Stres, najlepszy przyjaciel.
Okno trzasnęło, a ciężkie krople deszczu zaczęły uderzać z ogromną siłą w szybę. Bała się.
Zaczęła krążyć po domku, wędrowała to w prawo, to w lewo. Co chwile patrzyła w okno i próbowała wypatrzeć znajomą twarz, jednak woda, która spływała szybko po szybie, uniemożliwiała jej dokładny widok.
Postanowiła się przyznać, wyjść naprzeciw ludziom i powiedzieć, że to jej wina.
Pokazać światu siebie, najlepszą przyjaciółkę.
Burza, jaskrawe niebo oraz coraz to mocniejszy deszcz, bała się myśleć. Kurczowo zwinęła się i usiadła w rogu. Bujała się na prawo, na lewo, do przodu i tyłu. Miała łzy w oczach, tak bardzo się bała. To, co zrobiła przekroczyło wszystkie możliwe bariery nieszczęścia. Obce jest to, czego nie można dotknąć, poczuć, zobaczyć.
Obca jest ona sama.
Każde jedno światło za oknem przypominało jej o tym, czego dokonała. W głowie wojna myśli, w sercu burzliwa walka uczuć, a w żołądku ogromny ucisk.
Próbowała zasnąć, ale nie pozwolono jej. Wiedziała, że to kara, ale nie mogła wybaczyć sobie, że to ona jest oskarżona, a nie on, ten, który w bezlitosny sposób złamał jej serce oraz przełamał jej prostoliniowy krok.
Delikatnym palcami prawe ręki, rysowała coś na brudnej podłodze. Chciała krzyczeć, ale nie umiała, chciała mówić, ale się bała, chciała się ruszyć i iść wszystkim naprzeciw, ale wiedziała, że to nie jest droga do raju.
Bać się, przecież to całkiem normalne.
Uderzyła dłonią w podłogę, aż nogi jej zadrżały. Spojrzała na czerwoną rękę i napluła na nią. Starła brud, a potem skuliła się i zaczęła ponownie bujać, oszalała? Zdecydowanie.
- Jesteś taka głupia, wiesz? – zaczęła szeptać. – Jesteś niewiarygodnie głupia, aż sama nie jestem w stanie to uwierzyć. Schizofrenik, oszust, fałszerz, wredna, złośliwa menda ludzka. Cieszysz się?
- Tak, cieszę. – odpowiedział jakiś głos, dziewczyna wstała obejrzała się, ale nikogo nie było. Ciężkie kule gradowe uderzały mocno w dach, a po wschodniej ścianie zaczęły spływać strużki wody, dach przeciekał.
- Ja... Ja... Ja nic nie chciałam. Po prostu samo wyszło. Tak po prostu. Ja wcale nie chciałam, żeby on, żebym i ja... Nie chciałam nigdy widzieć, że on cierpi, że cierpię ja... Wybaczysz?
- Otworzył moje życie, a potem pokazał jak naprawdę jest. Widziałam go ostatni raz we flanelowej koszuli, rozpiętym do połowy rozporkiem i brudną od farby twarzą. – mówiła pewna szatynka. – Uśmiechnął się, dał mi rękę na powitanie i.. zaprosił do domu, ale ja nie skorzystałam.
- Dlaczego? – zapytał siwy pan w jasnym garniturze. Oparł brodę o prawą dłoń i spojrzał głęboko w oczy szatynki.
- Wcale nie chciałam tam wejść... Naprawdę. – tłumaczyła, ale nie odpowiedziała na pytanie.
- To, w jakim celu poszłaś tam, moja droga? – zapytał po raz kolejny mężczyzna.
- Sama nie wiem. Siedziałam w kuchni, u brata, coś mnie naszło, wstałam i wyszłam z domu...
- I doszłaś do niego, tak? – dokończył.
- Ale ja wcale nie chciałam tam pójść. Zobaczyłam szyld na drzwiach wejściowych i... Coś mnie popchnęło w kierunku otwartej bramy. Weszłam...
- I co dalej?
- Zapukałam dwa razy i otworzył mi właśnie on. Na widok jego iskierek nogi miałam jak z waty.
- Dlaczego? – dopytywał mężczyzna.
- Zawsze tak było. Onieśmielał mnie, a potem pozwalał bym w samotności płakała w żółtą poduszkę. Bałam się go, a z drugiej strony wiedziałam, że nic mi nie zrobi.
- Pytasz o to czy wybaczę? – ponownie odezwał się dziwny, przytłumiony głos.
- Tak, proszę. – błagała dziewczyna.
- Śpij! – rozkazał, a ona upadła bezwładnie na ziemię. Zasnęła.
Obróciła się na prawy bok i otworzyła powoli oczy. Jak grom z jasnego nieba, na jej oczy spadły promienie słoneczne. Poczuła, jak pozytywna energia wpływa jej serce. Wstała, przeciągnęła się i oparła o zachodnią ścianę. Spojrzała w sufit, był cały mokry. Do głowy wpadło jej mnóstwo pomysłów, które chciała powoli wcielać w życie, ale nie wiedziała od którego zacząć.
Białą kredą, którą znalazła w jednej z szarych szafek, narysowała na południowej ścianie ogromne słońce, ozdobiła je małymi promieniami, a wokoło narysowała malutkie, puszyste chmurki.
- Byłam kiedyś na ogromnej karuzeli. – opowiadała, uradowana siedemnastoletnie szatynka. Na jej brzoskwiniowej twarzy pojawił się szczery uśmiech.
- Jak było? – spytał siwy mężczyzna. Oparł się wygodnie o fotel, a potem podrapał po brodzie.
- Świetnie. Siedziałam w czerwonym koszyku! – Klasnęła w ręce.
- Sama? – zdziwił się mężczyzna.
- Nie, nie pozwolili mi samej siedzieć. – Na jej tworzy pojawiło się rozczarowanie. Poprawiła koszulkę i włożyła ręce do kieszeni szarych dresów.
- A kto z tobą był?
- A taki jeden chłopak. Spotykałam się z nim, a że on był akurat tam gdzie ja, w tym samym momencie, to poszliśmy razem.
- Czemu przestałaś się z nim spotykać?
- Oszukał mnie.
Zadowolona dziewczyna usiadła naprzeciwko swojego dzieła i zaczęła rozmyślać. Sama nie wiedziała o czym myśli, ale lubiła to robić. Uśmiechała się sama do siebie, bo uważała, że tylko sobie może ufać, chociaż lubiła opowiadać o sobie innym. Twierdziła, że im więcej ludzie o niej wiedzą, tym więcej ma przyjaciół. Chociaż prawda była zupełnie inna.
Widziała w sobie przyjaciółkę, siostrę oraz tą, która może robić wszystko, mimo iż to nie wszystkim pasuje. Nie widziała w innych ludziach wrogów, przeciwników, nieprzyjaciół. Chciała, by wszyscy ją znali, doceniali. Egoistka?
Słońce przysłonięte zostało przez szare chmury, które nie miały zamiaru przynieść ani jednej kropli deszczu. Dziewczyna tym razem przypatrywała się ślepo niebu, które krok po kroku przybierało ciemniejsze kolory.
- Podoba mi się twój uśmiech, wiesz? – mówiła siedemnastolatka do swojego pierwszego, prawdziwego chłopaka.
- Mówiłaś mi to. – zdziwił się chłopak, ale uśmiechnął szczerze.
- Wiem, ale kiedy uśmiechasz się, widzę, że jesteś szczęśliwy.
- To też już mówiłaś.
- Tak, wiem. Przeszkadzam ci chyba... – posmutniała.
- He? Nie, nigdy mi nie przeszkadzasz.
- To dobrze. Po prostu, ja mam czasem wrażenie, że jestem nikomu nie potrzebna... – tłumaczyła.
- Mi jesteś potrzebna. Zapaliłaś dla mnie świeczkę, która oświetliła moje życie, dziękuję ci, że dla mnie jesteś..
- I będę!
Jedna łza, druga, trzecia.. Można by wymieniać do upadłego. Prościej powiedzieć, że popłakała się wraz z momentem, kiedy deszcz spadł ponownie na ziemie.
Chciała wrócić do dzieciństwa, ale nie mogła, bała się. Bardzo się bała.
I znów TEN strach.
- Wiesz, zawsze chciałam latać, ale nigdy mi się to nie udawało. Skakałam ze stołu, łóżka, komody i nic. – mówiła podniecona szatynka.
- Masz siedemnaście lat, a zachowujesz się, jak chora psychicznie. – wybuchnął brat szatynki. Dziewczyna zatrzymała się, poczerwieniała ze złości i cofnęła się.
- I ty jesteś moim bratem, tak? T A K?! – wrzasnęła. – Brat nigdy by nie poniżał swojej siostry, brat by ją kochał, wielbił, rozumiał. Ty jesteś zwykłym kretynem wpatrzonym we własne odbicie! Nie chce ciebie znać, nie chce!
Ostatnia łza, jaka spłynęła po policzku dziewczyny, była ku czci wszystkich, którzy mają coś na sumieniu. Wiedziała teraz, że nie warto jest się ukrywać. Wstała otarła wodę z policzków, otrzepała brudne ciuchy i wyszła z domu. Ku jej zdziwieniu, nie czekał na nią nikt.
Wzrok zaniósł ją do biało-niebieskiego budynku. Stanęła naprzeciwko brązowych drzwi i czekała na czerwony dywan, różowe płatki kwiatów i wino, ale nie doczekała się.
Złapała głęboki oddech, uniosła lewą brew i weszła do środka.
Mijała parę ludzi, którzy nie zwracali nawet na nią uwagi, uznała to za zły znak. Spojrzała w prawo i jej oczom ukazał się niemiły widok, pobiegła do toalety dla personelu i zwymiotowała.
- Powiedz tylko czy to prawda.. Tylko to chcę wiedzieć. – mówiła szatynka. Jej oczy zaszkliły się.
- Zrozum, że to nie jest moja wina, to ona chciała, a nie ja... – tłumaczył się chłopak dziewczyny.
- Nie musisz się tłumaczyć, nie interesuje się tym. Powiedz tak lub nie. Proste to jest, nie? – ironizowała.
- Tak...
- Dziękuję. – pocałowała go w czoło i odeszła.
Po jej czole spłynęła strużka potu, prawa ręka zaczęła drętwieć. Serce coraz mocniej biło, a głowa kręciła się wokół własnej osi.
Tak bardzo chciała wstać, chciała całemu światu obwieścić, co się stało, ale nie mogła. Najnormalniej w świecie siła opuściła ją wraz z młodością.
- Jak mi powiedział, że chciałby mieć ze mną dzieci, zamarłam. – opowiadała podniecona dziewczyna.
- Dlaczego? Przecież to nie jest nic złego. – zaśmiał się siwy pan.
- No tak, ale w naszym wieku nie wypadało rozmawiać o takich rzeczach.. – speszyła się szatynka.
- Tak, może masz rację, ale można ująć, że to było swoiste wyznanie miłości, nie sądzisz?
- Pan na wszystko znajdzie odpowiedź. – zaczęła się śmiać.
- Dlatego jestem psychologiem. – uderzył się lekko w pierś prawą ręką, a potem oby dwoje śmiali się do łez.
W głowie słyszała słowa swojego psychologa:
`Nie ważne jest co robisz, ważne jak to robisz. Musisz uwierzyć w siebie, wiara czyni cuda.
Musisz być waleczna.`
Chciała by było dobrze, ale nie wiedziała jak. Pierwszy krok do szczęścia już zrobiła, ale kolejnego obawiała się.
- Pamiętam, jak obaj się kłócili o mnie. Jeden chciał bym mieszkała w centrum, a drugi, że chciałby mnie widzieć na wsi. Dziwne, nie uważa pan? – zaśmiała się dziewczyna.
- Brat kontra chłopak, wcale nie jest dziwne. Brat ciebie kocha, chłopak ciebie kocha, oby dwoje chcieli mieć ciebie blisko.
- Tak, ale ja i tak wolałam mieszkać w centrum. To już było postanowione przed śmiercią ciotki, ale brat nie mógł tego zrozumieć.
- Za mało z nim rozmawiałaś.
- Nie, właśnie.. Tak, za mało stanowczo...
- A widzisz... I tu jest pies pogrzebany.
- Ja temu psu nic nie zrobiłam.. – zdziwiła się.
Zrozumiała. Teraz wiedziała, że to ona jest jedyna, winna i chce odpłacić za swoje grzechy.
Wstałam, ruszyłam twardo przed siebie i nie oglądając się za siebie, podążyłam do pokoju zwierzeń. O dziwo wiedziałam, gdzie to jest. Mijałam kilkanaście osób, które tym razem patrzyły na mnie. Czułam ich wzrok na karku, oddech na plecach i wiatr we włosach.
Zobaczyłam szyld na drzwiach, wbiegłam i zaczęłam wrzeszczeć!
- Co się stało, kochana? – zapytał psycholog. – Usiądź.
- Byłam tam, tam, tam! – wskazała palcem szatynka. Lekarz wstał, spojrzał za okno i zobaczył plac zabaw.
- W domu? – zapytał spokojnie.
- Tak, w tym brązowym, myślałam...
- Do czego doszłaś? – Wrócił na swoje miejsce, usiadł i rozluźnił się. Wiedział, że przed nim długa droga do prawdy.
- Wiem, że to ja ich zabiłam. – powiedziała dziewczyna. Po jej brzoskwiniowych policzkach spłynęły srebrne strużki łez.
- Kogo? – zapytał delikatnie.
- Przyrzeknij, że nie powiesz! – warknęła szatynka.
- Przyrzekam, słowo harcerza. – obiecał.
- Carol, kiedyś był na zakupach ze swoją Paulą. Zdenerwował mnie, naprawdę. Przyszedł w środku nocy i zażądał bym pożyczyła mu kilkaset euro, bo chce wziąć swojego głupiego syna, Maxa na lot balonem po kraju. Nie dałam mu, to on popchnął mnie do ściany i zaczął bić. Bił mnie... Tak bardzo mnie to bolało... Okradł mnie i zakazał komukolwiek mówić, bo powiedział, że opowie wszystkim o tym, że przeze mnie Tom popełnił samobójstwo! – popłakała się.
- A czemu wmieszał w to Toma, skoro on już dawno nie żył...?– zapytał lekarz.
- Tom, kiedyś przeszedł do mnie z bukietem złotych róż. Dowiedziałam się później, że przysłali je z Włoch, specjalnie dla mnie. – rozmarzyła się – Ja powiedziałam, że nie chce jego zakichanych kwiatów, nie wzięłam ich. On się zdenerwował i rzucił kwiaty na ziemie. Krzyknęłam też, że go już nie kocham, chociaż prawda była inna. Kochałam go ponad życie, był dla mnie najważniejszym chłopakiem na świecie, ale nie chciałam by marnował swoje życie dla mnie. Następnego dnia czytałam gazetę i przeczytałam, że Tom skoczył z mostu.
- Powód był taki, że go okłamałaś? – dopytywał psycholog.
- Dokładnie, ja nie chciałam, żeby on odszedł. Po jego śmierci świat się zawalił, Carol mnie zostawił dla Pauli, wszyscy odeszli, trafiłam tutaj. Mogę wyjść do domu? – zapytała szatynka.
- Poczekaj, jeszcze trochę. – Uśmiechnął się lekarz. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale przerwał mu inny lekarz, który pukał do drzwi. – Wejdź! – machnął psycholog dziewczyny ręką.
- Ja przyszedłem powiedzieć, że masz gości, Anna. – powiedział wysoki, lekko zgarbiony mężczyzna. Szatynka obróciła głowę, otarła łzy i z uśmiechem na twarzy zapytała:
- Kto przyszedł?
- Tom, Carol i twoja ciocia.
***
tak to przejrzałam i zapomniałam o dedykacji. A więc zadedykowałam to Panu Boskiemu. Co z tego, że on o tym nie wie i nie dowie się.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Serina dnia Sob 16:33, 15 Gru 2007, w całości zmieniany 3 razy |
|
 |
|
 |
Lizzie Moderator'ka
|
Wysłany:
Sob 22:11, 15 Gru 2007 |
|
|

Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 1237 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Denver
|
Hmm. Obrałaś nieco dziwny i trudny rodzaj tego opowiadania. Jest interesujący, zastanawiające jest do samego końca o co właściwe chodzi. Wszystko tak się przeplata, że naprawdę robi się ciekawie. Co powiem więcej, dziwnie owszem i to bardzo, ale interesująco, ciekawie także. Podobało mi się, ot co.
Post został pochwalony 0 razy |
|
 |
Blacky Lizzie - potrzebuje czasu by zrozumieć
|
Wysłany:
Pon 20:52, 17 Gru 2007 |
|
|

Dołączył: 02 Gru 2007
Posty: 427 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
W zasadzie to przyznam, ze nie zczaiłam.
Albo czytając to byłam zbyt zmęczona i niechęcona do życia, albo jestem na to zbyt głupia.
Stawiam na to drugie ^^
Post został pochwalony 0 razy |
|
 |
Serina Gordo - kochany, mądry, wyrozumiały...
|
Wysłany:
Wto 17:22, 18 Gru 2007 |
|
|

Dołączył: 26 Lip 2007
Posty: 1554 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Diverse napisał: | W zasadzie to przyznam, ze nie zczaiłam.
Albo czytając to byłam zbyt zmęczona i niechęcona do życia, albo jestem na to zbyt głupia.
Stawiam na to drugie ^^ |
serio takie trudne do zczajenia ? a czego nie rozumiesz ? jakby co to ja wytłumaczę, tylko najpierw muszę wiedzieć, co jest trudne do pojęcia.
Mi się wydaje, że to jest tak prosto napisane, że aż żaaaal. Chcicałam raz napisać coś na poziomie, coś oryginalnego i napisanego ładnym literackim językiem, ale stwierdziłam, że mi nie wyszło
Post został pochwalony 0 razy |
|
 |
Blacky Lizzie - potrzebuje czasu by zrozumieć
|
Wysłany:
Wto 18:57, 18 Gru 2007 |
|
|

Dołączył: 02 Gru 2007
Posty: 427 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Ogólnie to nie zczaiłam...nic xD
Hmm, może przeczytam to jeszcze raz i wtedy się wypowiem ;pp
KLEP! ;>
Post został pochwalony 0 razy |
|
 |
Lizzie Moderator'ka
|
Wysłany:
Sob 19:11, 22 Gru 2007 |
|
|

Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 1237 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Denver
|
Mi się wydaje, ze tego rozumieć się nie powinno. W końcu można wywnioskować, że gł. bohaterka ma problemy natury psychicznej. A to z kolei oznacza, ze rzeczywistość miesza się z jej własnymi urojeniami. Takie wariackie życie, wariackie myśli, wariacka osobowość.
Post został pochwalony 0 razy |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
 |